czwartek, 23 kwietnia 2009

Sprawozdanie z dyskusji o reformie "Partnerstwo dla wiedzy"


22. kwietnia na Wydziale Nauk Społecznych UG odbyło się spotkanie społeczności akademickiej, dotyczące planowanej reformy edukacji wyższej. Spotkanie w gronie studentów i wykładowców zorganizowali doktoranci UG. Podstawą dyskusji były przygotowane przez ministerstwo szkolnictwa wyższego broszury p.t. "Reforma studiów i praw studenckich", "Nowy model kariery akademickiej" i "Nowy model zarządzania szkolnictwem wyższym". Lektura tych materiałów potwierdziła pesymistyczne przypuszczenia dotyczące kierunków zmian, jakie podjęło ministerstwo.

Wśród polskich uczelni mają zostać wyróżnione tzw. K.N.O.W. - uczelnie "flagowe", które w pierwszym rzędzie mają otrzymywać dotacje i subsydia. Pisma ministerialne nie wyjaśniają, co stanie się z innymi, "nieoflagowanymi" uczelniami wyższymi, choć dalsza lektura broszur pozwala się tego domyślić.

W strukturach władz uczelnianych ma zostać powołany Konwent - instytucja nadrzędna względem innych, łącznie z Senatem. Charakter funkcjonowania tej instytucji nie jest przez ministerstwo wyraźnie zaznaczony, ale ma ona przejąć część kompetencji Ministra. Jest to, podobnie jak funkcjonowanie Polskiej (obecnie Państwowej) Komisji Akredytacyjnej, zgodne z ustaleniami Procesu Bolońskiego, jednak dokonuje się pewnej nadinterpretacji ustaleń Procesu zapominając, iż instytucje tego typu miały być niezależne od stron trzecich. Tymczasem na spotkaniu przypomniano, że z P.K.A zamierza otwarcie współpracować Business Centre Club, a definicja kompetencji Konwentów sugeruje wchodzenie w ich skład przedsiębiorców, a przez to - kontroli firm nad działaniem uczelni.

Szczególnie niepokojące zwiastuny zmian ukrywa Ministerstwo pod szyldami "integracji z otoczeniem społeczno-gospodarczym". Pod tym niejasnym terminem skrywane jest zacieśnienie więzi uczelni z wybranymi przedsiębiorstwami. Wprowadzony zostaje termin "kształcenie na zamówienie pracodawcy". Jeśli właściwie zrozumieliśmy intencje Ministerstwa, uczelnie mogą wkrótce stać się niczym innym jak przybudówkami najsilniejszych firm w kraju, który to proces już się rozpoczyna (patrz: silna pozycja Microsoftu na UG).

Uczelnie będą miały obowiązek powołania spółek prawa handlowego, które będą kontrolowały, a także - co przewiduje ministerstwo - handlowały "własnością przemysłową", a więc patentami, wynalazkami. Pojawia się także termin "własności intelektualnej", co sugeruje, iż wg. Ministerstwa wiedza jest jednak komercyjnym towarem, a nie dobrem wspólnym. Wyłanianie ze struktury uczelni jednostek potencjalnie zyskownych i przekształcanie ich w spółki prawa handlowego nasuwa niestety skojarzenia z praktykami prywatyzacyjnymi, a dokładniej z wyprowadzaniem majątku poza sferę publiczną.

Rektor będzie mógł być osobą pochodzącą spoza uczelni. W konkursie na rektora będzie mogła startować osoba z tytułem doktora, pod warunkiem przeszkolenia menedżerskiego. Rektor, a nie, jak to jest obecnie, struktury samorządowe, decydował będzie o przyznawaniu stypendiów. Stypendia naukowe mają zostać zastąpione nagrodami rektorskimi, natomiast zamiast stypendiów socjalnych według ministerstwa można biedniejszym studentom proponować... łatwiejsze w uzyskaniu kredyty! Jak zauważyliśmy, jest to objawem zignorowania przez ministerstwo lekcji, jaką dało społeczeństwu trwające na świecie załamanie gospodarki, wywołane między innymi nachalnym i masowym udzielaniem kredytów osobom niewypłacalnym.

Inne zmiany dotyczą organizacji studiów magisterskich i doktoranckich. Ograniczona będzie możliwość studiowania więcej niż jednego kierunku. Aby uzyskać doktorat, trzeba będzie samemu sfinansować sobie egzamin na obowiązkowy (!) certyfikat z języka obcego. Doktoranci będą zachęcani do podejmowania zatrudnienia poza uczelnią, za to uczelnie mają otworzyć się na wykładowców nieakademickich. Do ciekawostek należy propozycja wyeliminowania powinowactwa rodzinnego między wzajemnie podległymi sobie naukowcami. Z pewnością ma to na celu zlikwidowanie groźby nepotyzmu, jednak trudno sobie wyobrazić, by uczelnie nagle pozwalniały wszystkich wykładowców, będących np. rodziną dyrekcji.

Na dofinansowanie działalności będą miały szanse tylko kierunki "wiodące", choć nie wiadomo, na czym ich przewodnia rola miałaby polegać. Pozostałe kierunki studiów będą musiały zwiększyć PRZEPUSTOWOŚĆ, między innymi poprzez ograniczanie ilości kursów wolnych od opłat.

Pakietowi wspomnianych trzech reform, funkcjonujących w obiegu pod nazwą "Partnerstwo dla wiedzy" zarzucić można brak wizji uczelni jako centrów nauki i kultury, które wspomagają swoje otoczenie w rozwoju. Nie jest to projekt ambitny, który dawałby choćby nadzieję na wychodzenie z kryzysu gospodarczego. Mamy za to do czynienia z arogancką próbą przekształcenia uczelni w klientów skompromitowanych korporacji.

Całość materiałów przygotowanych przez ministerstwo pełna jest wyrażeń niejasnych, głównie przyjaznej nowomowy i ładnych słów: "jakość", "integracja", "granty". Nie trzeba jednak tytułu doktorskiego, aby zauważyć, że proponowane nam zmiany mają na celu podporządkowanie uczelni wyższych przemysłowcom i cięcie wydatków ministerialnych kosztem studentów i jakości kształcenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz